Z porównywarek cen korzystamy często, ale przeważnie trafiamy na nie raczej z wyników wyszukiwania, niż wchodząc na serwis bezpośrednio. Google jest więc dla nich jednym z ważniejszych źródeł ruchu. A raczej był - serwisy takie jak Ceneo, Nokaut, Skąpiec, Euro.com.pl, Świstak zostały "wycięte" z pierwszych stron wyników wyszukiwania. Na marginesie zauważymy, że skala czystek jest dużo większa - ucierpiało także Tesco czy Fotka.pl.
Teraz jeśli spróbujecie wyszukać jakiś produkt (aparat, to na pierwszych stronach wyników wyszukiwania nie znajdziecie już porównywarek. Zostały one zepchnięte na naprawdę odległe pozycje (na przykład 6 strona wyników wyszukiwania).
Czym należy tłumaczyć zmiany? Pierwsza myśl - Google zmienił algorytm, czyli sposób kategoryzowania stron internetowych. Byłoby to jednak dość dziwne - w końcu koncern z Mountain View najczęściej walczy ze śmieciowymi stronami, ze spamem lub z witrynami dostarczającymi treść bardzo niskiej jakości. Jak mają się do tego popularne porównywarki cen?
Tego dowiadujemy się z wpisu pracownika Google, Kaspara Szymańskiego, który na Google+ napisał już kilka dni temu:
Zespół #Google #Search Quality zajął się kwestią kupowania linków przez popularne polskie witryny i podjął odpowiednie kroki w tych wypadkach gdzie zaistniała taka potrzeba. Mamy nadzieję, że z czasem więcej klientów SWLi przemyśli swoją strategie zdobywania linków.
Pierwszym podejrzanym staje się więc już nie Google i jego drakońskie zasady, lecz same porównywarki, które miałyby w nieuczciwy sposób "podbijać" swoje wyniki w wyszukiwarce.
Jak tłumaczyć czystki w wyszukiwarce?
Pierwszą podpowiedź dał nam cytowany już wyżej pracownik Google - chodzi o "kopowanie linków". Na czym to dokładnie polega? Jak tłumaczy nam Maciej Woźniak z agencji SEM Search Lab:
Kupno linków, a szczególnie poprzez tzw. SWL-e (Systemy Wymiany Linków) jest niezgodne z regulaminem Google, gdyż jest próbą sztucznego zwiększenia wartości serwisu i manipulacji organicznymi wynikami wyszukiwania. Google jest pod tym względem bardzo restrykcyjne i praktycznie wszystkie przyjęte sposoby pozycjonowania poprzez pozyskiwanie linków naruszają politykę wyszukiwarki.
Marta Jóźwiak z polskiego oddziału Google zapewniała, że żadnej wojny z porównywarkami nie ma, a wprowadzone zabiegi to rozliczanie serwisów z łamania przez nie zasad wyszukiwarki:
Nie komentujemy akcji podjętych wobec konkretnych witryn. Możemy jednak potwierdzić, że kilka znanych witryn z różnych kategorii tematycznych działało niezgodnie z naszymi wytycznymi dla webmasterów i podjęliśmy działania by temu zaradzić. Gdy ktoś korzysta z wyszukiwarki Google, chcemy dostarczyć mu najlepsze możliwe odpowiedzi. Nasz algorytm wyszukiwania bazuje na ponad 200 sygnałach, by pomóc internautom znaleźć odpowiednie wyniki. Jeśli niektóre witryny łamią nasze wytyczne dla webmasterów i próbują oszukać system, jest to złe doświadczenie dla użytkowników i zastrzegamy sobie prawo do podjęciu kroków, by temu zaradzić. Tego typu działania podejmujemy od pierwszych dni powstania firmy.
W działaniach Google'a niektórzy komentatorzy dopatrują się działania z premedytacją. Autorbloga Fakty i mity SEO zastanawia się, dlaczego działania Google dotknęły głównie największe porównywarki cen. Stawia on hipotezę, że akcja Google'a miałaby przygotować polski grunt na wdrożenie Google Product Search, czyli porównywarki cenowej marki Google, dla której Ceneo i inne tego typu serwisy zwyczajnie stanowią konkurencję.
Tłumaczenie to wydaje się być jednak nieco naciągane. Przede wszystkim kupowanie linków przez różne serwisy (nie tylko porównywarki) to dość częsty, choć zakazany proceder. Tłumaczenie Google, że właśnie linki pochodzące z nielegalnych źródeł jest powodem blokady brzmi więc racjonalnie. Po drugie zaś - Google Product Search dostępny jest już w kilku krajach na świecie, a do tej pory konkurencyjne porównywarki nie były blokowane.
O wypowiedź poprosiliśmy także przedstawicieli czołowych porównywarek, które dotknięte zostały zmianami. Ci jednak odmawiają komentarza i nie przyznają (ani nie zaprzeczają), że ich serwisy naruszały zasady Google.
Czystki porównywarek i konsekwencje dla nas
Część użytkowników odetchnąć może z ulgą - co najmniej przez chwilę po wpisaniu w Google modelu urządzenia na pierwszych pozycjach nie znajdować się będą porównywarki. To dobra informacja zwłaszcza dla tych, którzy wpisywali w Google bardzo ogólne hasła i poszukiwali recenzji i testów sprzętu lub opinii użytkowników, zamiast wygenerowanych zestawień sklepów pochodzących z porównywarek.
Punktów widzenia jest jednak wiele - z drugiej strony ucierpieć mogą te osoby, które właśnie w porównywarkach znajdowały opisy produktów, których nie udostępniał producent, lub specyfikację sprzętu starszej daty.
Co więcej, niewielkie, funkcjonujące w sieci sklepiki olbrzymią cześć swoich obrotów czerpały właśnie ze swojej pozycji w porównywarkach. Teraz, o ile "weryfikacja" nie straci impetu będą musiały zainwestować w pozycjonowanie bezpośrednio w Google. Z drugiej strony, porównywarkom zarzuca się że generują obroty wyłącznie tym sklepom, które oferują skrajnie niskie ceny, graniczące z opłacalnością i ze względu na mechanizm działania wręcz napędzają wojnę cenową między sklepami. Wbrew pozorom, dość często stratny jest w tej sytuacji konsument. Dlaczego? Bo operując na bardzo niskich marżach sklepy skupiają się na aspekcie ilościowym sprzedaży, zapominając o takich elementach, jak rzetelna obsługa klienta, czy obsługa po sprzedaży, utrudniając, na przykład, ewentualne wszczęcie procedury reklamacyjnej itp.
To nie algorytm
Maciej Woźniak z Search Lab zauważa, że:
Patrząc na listę serwisów, które zostały praktycznie usunięte z wyników wyszukiwania trudno oprzeć się wrażeniu, że zostały one wyselekcjonowane ręcznie, nie zaś za pomocą algorytmu. Dla serwisów typu Ceneo czy Nokaut oznacza to zachwianie podstaw całego biznesu. Myślę, że kluczowe będą najbliższe dni i tygodnie, w czasie których przekonamy się czy to jedynie początek i usunięcie z wyszukiwarki dotknie także kolejne strony czy jest to jedynie pogrożenie palcem, a ukarane serwisy szybko wrócą na wcześniejsze pozycje.
Google co jakiś czas faktycznie ingeruje w ten sposób w wyniki wyszukiwania. Ma to jednak miejsce wtedy, gdy stwierdzone zostanie naruszenie zasad koncernu. Dla porównywarek zaś to przykra lekcja - gdy biznes za bardzo staje się zależny od Google, to może zachwiać się przy każdej zmianie wprowadzonej przez koncern.