Gdyby on przyjechał do USA w latach 20., to byłby nie tylko Goldwynem, ale Goldwyn-Meyerem – powiedział kiedyś w rozmowie z Andrzejem Wajdą o Aleksandrze Fordzie amerykański dziennikarz David Halberstam. Wiedział, co mówi.
Historia polskiego reżysera, scenarzysty, wykładowcy i producenta - jednego z założycieli przedwojennego START-u i pierwszego szefa Filmu Polskiego (1945-47), a potem kierownika artystycznego Zespołu Filmowego "Blok" (1948-49) i "Studio" (1955-68) - rzeczywiście bardziej przypomina barwne biografie ojców Hollywood niż kogokolwiek, kto osiągnął w Polsce Ludowej sukces. Ford był jednym z tych, którym udało się sporo zrobić przed wojną, a jeszcze więcej po niej – w jej trakcie również świetnie sobie radził.
Doskonała zawodowa pasja, bajkowe i wystawne życie, władza, pieniądze, kobiety… to wszystko sprawiło, że Aleksander Ford był królem życia – do czasu, kiedy sam stał się ofiarą systemu, w którym czuł się jak ryba w wodzie i który de facto współtworzył. W 1968 roku zaszkodziło mu żydowskie pochodzenie i powiązana z nim treść części filmów, jakie nakręcił.
Najbardziej znanym i popularnym filmem reżysera są "Krzyżacy" z 1960 roku, efektowna, nakręcona z wielkim rozmachem (w systemie CinemaScope i na taśmie Eastmancolor) ekranizacja powieści Henryka Sienkiewicza. Ford napisał do niej także scenariusz, wspólnie z Jerzym Stefanem Stawińskim.
Foto: Agencja BE&W
"Krzyżacy" - kadr z filmu
Zwycięstwo na każdym polu
Dzieło to, będące jednym z pierwszych polskich filmów kolorowych – niektórzy błędnie uznają, że pierwszym – miało swoją premierę 17 lipca 1960 roku w olsztyńskim kinie "Polonia". Połączona była z oficjalnymi uroczystościami państwowymi z okazji 550. rocznicy bitwy pod Grunwaldem. Kulminacyjnym punktem widowiska jest oczywiście sama bitwa, która do dzisiaj robi spore wrażenie.
"Krzyżacy" zostali oczywiście nakręceni na zamówienie ówczesnej władzy, chcącej wykorzystać obraz w celach propagandowych. Udało się z solidną nawiązką, bowiem do 1987 roku film obejrzały w polskich kinach 33 miliony widzów, a prawie drugie tyle liczyła widownia w ZSRR. Zapewne nie wliczano w tę statystykę obowiązkowych pokazów na letnich obozach harcerskich i koloniach.
Fordowi zlecono zadanie nieprzypadkowo – nikt wtedy nie miał w polskim kinie takiej pozycji jak on, mimo że dwa lata wcześniej Władysławowi Gomułce na tyle nie spodobał się wcześniejszy film reżysera, "Ósmy dzień tygodnia", że premierę odwołano. I Sekretarz KC PZPR, widząc tę ekranizację prozy Marka Hłaski, miał ponoć stwierdzić, że polscy reżyserzy dostrzegają w naszym kraju tylko picie wódki. W efekcie produkcja, ze Zbigniewem Cybulskim i Sonią Ziemman w obsadzie, stała się na 25 lat "półkownikiem".
Trochę za, więcej przeciw
Środowisko filmowe, choćby to związane z łódzką "Filmówką", w której Ford wykładał, a w latach 1954-56 był dziekanem Wydziału Reżyserii, nie przepadało za nim. Szanowano jego wielki profesjonalizm, chwalono filmy, mistrzowskie oko, doceniano też, że ma nosa do utalentowanych twórców i świetnych scenariuszy, ale w rozmowach kuluarowych krytykowano jego zachowanie i postawę – nie tylko dlatego, że afiszował się ze swoim bogactwem, jeździł luksusowymi samochodami i otaczał wianuszkiem kobiet. Oskarżano go niekiedy o blokowanie rozwoju i karier wielu twórców, których konkurencji się obawiał - chodziły nawet słuchy, że wykupywał niektóre scenariusze tylko po to, by nie mogły być zrealizowane.
Z drugiej strony, to właśnie głównie wysiłkowi Forda zawdzięczają swoje powstanie Zespoły Filmowe, w których kształcili się późniejsi czołowi reżyserzy polskiego kina, jak Andrzej Wajda, Kazimierz Kutz czy Roman Polański, a także operatorzy. To on stał za inicjatywą przewiezienia z powrotem do Polski zrabowanego przez Niemców sprzętu filmowego.
Kobiety rzeczywiście otaczały Forda niemal cały czas. Uchodził za seksownego faceta, mimo że mierzył tylko 160 centymetrów. Reżyser cieszył się wielkim powodzeniem i był częstym bohaterem miłosnych i bulwarowych plotek - szczególnie głośno było o jego romansie z Aleksandrą Śląską oraz o wielkim skandalu, który wybuchł, kiedy odbił żonę krytykowi filmowemu Zygmuntowi Kałużyńskiemu. Było to w roku 1960, kiedy reżyser sprowadził ją z zagranicy do Łodzi, by zdubbingowała Teresę Tuszyńską w "Do widzenia, do jutra".
Tą żoną była amerykańska aktorka Eleanor Griswold, o 30 lat młodsza od Forda. Rozwiódł się dla niej z Janiną Wieczerzyńską, z którą wychowywał syna Aleksandra Forda juniora. Griswold urodziła mu kolejne dzieci - córki Konstancję i Justynę oraz syna Romana. Małżeństwo przetrwało do samobójczej śmierci reżysera w 1980 roku, chociaż wyłącznie na papierze.
Ludzie Wisły, ludzie Palestyny
Aleksander Ford urodził się w Kijowie (niektóre źródła podają także Lwów) 24 listopada 1908 roku. Zadebiutował dwadzieścia jeden lat później krótkometrażowym "Nad ranem", jako student historii sztuki na Uniwersytecie Warszawskim. Dwa lat później współtworzył Stowarzyszenie Miłośników Filmu Artystycznego "Start", a w 1935 roku Spółdzielnię Autorów Filmowych SAF. Rozgłos przyniósł mu "Legion ulicy" z 1932 roku, którego bohaterami byli warszawscy gazeciarze.
Foto: Stanisław Dąbrowiecki / PAP
Aleksander Ford
Krótko potem wyjechał do Palestyny, gdzie nakręcił cykl filmów o osadnikach żydowskich ("Sabra", "Makabiada", "Kronika Palestyńska:). Tematykę żydowską podejmował też w "Drodze młodych" z 1936 roku, zrealizowaną w języku jidysz, ale nakręcił także dokument o wiślanych flisakach ("Ludzie Wisły", 1938), wraz z Jerzym Zarzyckim.
Niektóre z tych przedwojennych filmów miały taki wydźwięk, że oskarżano go o szerzenie komunistycznej propagandy.
Skutki i wstrząsy
W czasie II wojny światowej Ford pracował w Związku Radzieckim, gdzie związał się najpierw z wytwórnią "Czołówka", a następnie Wytwórnią Filmową Wojska Polskiego. Nakręcił wtedy między innymi dokumentalne "Przysięgamy ziemi polskiej" (1943), ukazujące formowanie się i zaprzysiężenie I Dywizji Wojska Polskiego, oraz wstrząsający reportaż "Majdanek - cmentarzysko Europy".
W 1945 roku WFWP przekształciła się w Państwowe Przedsiębiorstwo "Film Polski", którego Ford został pierwszy dyrektorem – cieszył się protekcją samego Stalina i także dlatego w późniejszych latach zaczęto o artyście nieco złośliwe mówić "car". Wrota kariery stały przed nim otworem. Po wojnie nakręcił między innymi biograficzną "Młodość Chopina" (1951), z Czesławem Wołłejko i Aleksandrą Śląską w rolach głównych, a także socrealistyczny dramat "Piątka z ulicy Barskiej" (1954), również ze Śląską, a także Tadeuszem Janczarem w obsadzie, ukazujący społeczne skutki II wojny światowej.
Pierwsze potyczki z władzą
Jednakże pierwszym filmem, jaki Ford nakręcił po wojnie, była "Ulica graniczna" z 1948 roku. Produkcja została brutalnie pocięta przez cenzurę. A wszystko dlatego, że reżyser rozprawiał się w niej z antysemicką naturą Polaków na przykładzie dzieci zamieszkujących jedną z kamienic podczas powstania w warszawskim getcie.
Foto: PAP
Aleksander Ford
Film, który nagrodzono Złotym Medalem na Festiwalu Filmowym w Wenecji, oburzył między innymi pisarkę Marię Dąbrowską, która uznała go za skrajnie antypolski, oraz wiceministra kultury i sztuki Włodzimierza Sokorskiego – Biuro Polityczne KCPZPR miało zastrzeżenia, że w tragedię Żydów reżyser nie wpisał doktryny marksistowskiej. Ford miał jednak taką pozycję, że nie szkodziły mu żadne potyczki z władzą. Do czasu. Marzec ’68 zmienił wszystko.
Granica na kłódkę
Jeszcze w lutym 1968 roku Aleksander Ford był najważniejszą osobistością polskiego kina – filmowcem, który rozpoczął właśnie pracę nad filmem opowiadającym o ostatnich latach życia Janusza Korczaka. Miesiąc później był już personą non grata. Ze szczytu zawodowej i politycznej hierarchii spadł na sam dół. Niemal z dnia na dzień pozbawiony został prawa do pełnienia jakiejkolwiek funkcji w kinematografii. Wszystko przez antysemicką nagonkę z marca tamtego roku, która zmusiła do emigracji tysiące Polaków pochodzenia żydowskiego.
Załamany, uzależniony od kina, sławy, bogactwa i blichtru, a pozbawiony środków do życia, Ford zdecydował się z żoną i trójką dzieci na emigrację – najpierw udał się do Izraela, następnie do Austrii i RFN, gdzie w 1974 roku ukończył zaczęty film "Jest pan wolny, doktorze Korczak", a potem do Danii.
Cały czas chciał wrócić do kraju, ale w tamtych warunkach geopolitycznych nie było to możliwe. - Nie chcemy jego powrotu – powiedział publicznie I sekretarz KC PZPR Edward Gierek.
Ku przepaści
Co sprawiło, że w nocy z 3 na 4 kwietnia 1980 roku Aleksander Ford się powiesił? Stało się to podczas jego czwartej wizyty w Stanach Zjednoczonych, gdzie odwiedzał mieszkające tam z Eleanor Griswold dzieci. Małżeństwo nie przetrwało próby czasu, a formalnie istniało tylko na papierze. Zresztą, niedługo wcześniej Eleanor wniosła pozew o rozwód.
Już w Danii wybuchały między obojgiem coraz częstsze awantury, a Ford próbował po raz pierwszy targnąć się na swoje życie. Eleanor nie wytrzymała i opuściła męża, zabierając dzieci do Stanów Zjednoczonych. Rozpad małżeństwa, wielka tęsknota za mieszkającymi na innym kontynencie córkami i synem - ale i za ojczyzną - z pewnością miały decydujące znaczenie przy podjęciu tak tragicznej i ostatecznej decyzji. Tak jak i brak jakichkolwiek zawodowych perspektyw. Nieliczne próby filmowe reżysera za granicą przechodziły zupełnie bez echa.
Porządek musi zostać
W dniu śmierci Ford zameldował się w niewielkim motelu w Naples na Florydzie. Tam nagrał, po polsku, pożegnalne taśmy dla dzieci i żony. W swojej książce "Przyszłem" Janusz Głowacki, który znał dobrze wdowę po reżyserze, opisuje fragment skierowany do Eleanor. "Ty ku**o, ty suko, to wszystko przez ciebie".
Zwisające z żyrandola ciało reżysera pokojówka znalazła 4 kwietnia nad ranem. Dzień wcześniej Ford wręczył jej 100 dolarów, mówiąc: "To moje ostatnie pieniądze. Proszę po mnie posprzątać".
W dobrym towarzystwie…
Aleksander Ford junior, najstarszy syn reżysera, zmarły w 2012 roku aktor, wspominał w jednym z wywiadów, że o śmierci ojca dowiedział się z "Życia Warszawy", a konkretnie z wydrukowanej w gazecie krótkiej depeszy PAP zatytułowanej "Alfred Hitchcock i Aleksander Ford nie żyją".
– Ojciec lubił dobre towarzystwo – skomentował aktor. I chociaż to wspomnienie raczej nie jest prawdziwe, bo Hitchcock zmarł kilka tygodni później, trafność podsumowania natury ojca nie budzi chyba żadnych wątpliwości.
źródło: https://wiadomosci.onet.pl/kraj/car-polskiego-kina-mija-110-rocznica-urodzin-aleksandra-forda/p64w8lh?utm_source=onet40&utm_medium=referral&utm_campaign=share_from_detail