W internecie walczyliśmy już z plagami pedofilii, trollingu, propagandy terrorystycznej i wpływania na wybory. Teraz szykuje się dużo poważniejsze zagrożenie, nazywane przez Amerykanów "reputational exploitation", co tłumaczyć można jako manipulowanie reputacją, a chodzi po prostu o niszczenie wizerunku - piszą dla POLITICO eksperci Joshua Geltzer i Dipayan Gosh.
Ludzie martwią się o to, co się dzieje w internecie – i słusznie. Co raz to pojawiają się kolejne sensacje: a to zarzuty karne w sprawie rosyjskiej ingerencji w nadchodzące amerykańskie wybory, a to kolejna dezinformacyjna kampania Kremla negatywnie nastawiająca ludzi wobec działań militarnych przeciw reżimowi Assada w Syrii.
Te przypadki są jednak tylko częścią szerszego trendu. W nowej erze cyfrowej ludziom o złych intencjach zbyt łatwo przychodzi rozpowszechnianie szkodliwych treści – mogą to robić szybko, jednym naciśnięciem guzika.
Epoka internetu była już świadkiem czterech znaczących fal cyfrowego zagrożenia. Żaden z tych problemów nie został do końca rozwiązany – a ten najnowszy stawia w poważnym niebezpieczeństwie nie tylko zasady uczciwego prowadzenia dialogu w sieci, ale również bezpieczeństwo światowych demokracji.
Nadchodzi piąta fala – być może najbardziej dotkliwa ze wszystkich.
Najważniejsze nadużycia w sieci
Pierwsza fala to było wykorzystywanie dzieci – co już wtedy powinno nas było uczulić na to, jak mroczne mogą być dalekie zakamarki internetu. Modemy telefoniczne transmitowały dane z koszmarnie niską prędkością, ale i tak użytkownicy internetu szybko nauczyli się wykorzystać nowe sposoby komunikacji i zapewnianą przez nich swobodę i anonimowość, by pozyskiwać dziecięcą pornografię.
Był to nie tylko poważny problem, ale i przestępstwo. W 2009 r. doszło do przełomu w walce z rozpowszechnianiem dziecięcej pornografii dzięki opracowaniu przez Microsoft i Dartmouth College metody tzw. Photo DNA, która stworzyła bazę cyfrowych podpisów, dzięki czemu firmy mogły łatwo usuwać ze swoich platform treści już wcześniej zidentyfikowane jako przestępcze oraz zapobiegać dalszym próbom ich publikacji.
Problem wciąż daje znać o sobie, ale technologia ta oraz energiczne działania rozmaitych organizacji państwowych i pozarządowych sprawiają, że media społecznościowe nie są już taką oazą dla chorych umysłów, jaką były dawniej.
Następny był trolling. W tym przypadku szybkość komunikacji, anonimowość oraz gotowość mówienia w sieci rzeczy, których by się nigdy nie powiedziało na żywo, zaowocowały falami toksycznej złości.
Szkolne łobuzy gnębiły outsiderów. Mizogini dręczyli kobiety. Rasiści wyżywali się na mniejszościach. Trolling okazał się być nie tylko podły, ale niesie śmiertelne skutki – niektóre ofiary w obliczu fali hejtu popełniają samobójstwo.
Firmy technologiczne zareagowały, tym razem starając się "oczyścić” platformy z wykorzystaniem mechanizmu zgłoszenia przez użytkowników i moderowania. To pomogło, chociaż trolling ciągle dręczy zarówno zwykłych ludzi, jak i gwiazdy showbiznesu.
Najgroźniejszy spadkobierca trollingu – internetowa mowa nienawiści – zapuściła na dobre korzenie w głównych mediach społecznościowych do takiego stopnia, że nieraz trzeba naprawdę wielkiej fali publicznego oburzenia, by zablokować jakieś konto generujące rasistowskie czy nienawistne treści. I to wszystko pomimo przyjęcia przez firmy internetowe jednoznacznych, lecz nie dość skutecznie wcielanych zasad zwalczania mowy nienawiści.
Jako trzecia pojawiła się radykalizacja i rekrutacja terrorystów. Najpierw jemeńska filia Al-Kaidy oraz somalijska organizacja al-Szabaab eksperymentowały z propagowaniem tekstów i wideo w mediach społecznościowych.
Ale dopiero Państwo Islamskie – ISIS – podniosło to na wyższy poziom. W miarę jak opanowywało Syrię i Irak, kampanie hasztagów, strony facebookowe i kanały YouTube bombardowały globalną publiczność filmami pokazującymi ścinanie głów oraz wezwania do braterskiej solidarności.
Skutkowało to napływem dziesiątek tysięcy zagranicznych ochotników w szeregi oddziałów ISIS. Inni zaś zaczęli zabijać współobywateli w swoich krajach.
Po uporczywych wezwaniach ze strony rządów państw będących na celowniku ISIS, firmy technologiczne przyspieszyły starania, by odciąć terrorystów od ich wirtualnych mateczników i stworzyły ciągle rosnącą bazę danych treści terrorystycznych podobną z grubsza do bazy danych pornografii dziecięcej. To krok we właściwym kierunku, ale problem jest daleki od rozwiązania.
źródło: https://wiadomosci.onet.pl/swiat/przemysl-niszczenia-wizerunku-nowe-zagrozenie-z-internetu/155zh6z?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz